Gdzie śpiewają raki - Delia Owens
„- Gdzie śpiewają raki? Tak
mówiła moja mama: „Zapuszczaj się jak najdalej. Tam, gdzie
śpiewają raki”
- Czyli w głąb lasu tam, gdzie żyją
dzikie zwierzęta.”
Jak to jest, kiedy
świat ciebie nie chce?
Tak za nic, po
prostu nie chce i tyle. Kropka.
Cisza, tylko cisza
i ty.
Wtedy pozostaje
zwrócić się całkowicie ku sobie samemu. Spokój nie ogarnie cię
od razu, bo wcześniej musi przyjść potężna ulewa. Będzie
grzmieć, a później strugi deszczu zaleją całe twoje wnętrze.
Roślinność będzie słaniać się i uginać w głębokich falach
żałoby. Kiedy ziemia nie będzie w stanie przyjąć więcej wody,
podniesiesz się.
Bo tak trzeba, bo
tak skonstruowała nas matka natura.
By trwać mimo
wszystko i wbrew wszystkiemu.
Nie potrzebujesz
już więcej ozdobników, wystarczy to co jest.
Ty wystarczysz. Nic
więcej.
„Gdzie śpiewają
raki” to jedna z najlepszych powieści, które przeczytałam w
ostatnim czasie.
Poczułam ją całą
sobą, mimo że nie tego się spodziewałam. Ciepła, nostalgiczna
okładka obiecała mi spokojną wyprawę w zakątki świata tak
odległe od mojej rzeczywistości, że będę w stanie bezmyślnie
ogrzać się ciepłem tej lektury. Nic z tego.
Ta książka
zaspokoiła moją tęsknotę za dziką, nieokiełzaną przyrodą
nieskalaną ludzką ręką. Za czasami, w których nie trzeba było
walczyć o to, by plastik nie zalewał nieustannie naszej planety i w
coraz większą liczbę dni wskazane byłoby pozostanie w domu ze
względu na wszędobylski smog. Jestem tym wszystkim zmęczona.
Delia Owens pisze o
tym, że natura może być dla człowieka lekiem na samotność,
bezsilność i bezradność. Obserwując ją można znaleźć tyle
odpowiedzi. Można nie znać alfabetu, nie podróżować, nie mieć w
nikim wsparcia, ale jednak być spełnionym. Czytając myślałam o
tym, że w domach z betonu nie ma takiej możliwości, że jakoś
trudniej być tu pogodzonym z sobą, z innymi. Żyjąc zgodnie z
rytmem wyznaczanym przez przyrodę łatwiej pogodzić się z
przemijaniem.
Wiosna, lato, jesień i zima...
Taka właśnie jest
przyroda. Budzi się do życia, eksploduje swoją siłą po czym stopniowo traci kolory, szarzeje, zamiera.
Nasz czas mija nieubłaganie. Kto dzisiaj jeszcze o tym pamięta?
Kremy odmładzające, botox, sztuczne rzęsy, lifting. Gangrenowaty
trend bycia ciągle w lecie swojego życia. A później koniec, tak
bez jesieni i przygotowań do zimy.
„ -
Posłuchajcie mnie uważnie - odezwała się mama - To życiowa lekcja.
Fakt, utknęłyśmy w miejscu, ale co zrobiłyśmy? Śmiałyśmy się
z tego i żartowałyśmy. Tak właśnie jest między siostrami i
przyjaciółkami. Trzymajmy się razem, nawet w błocie. Zwłaszcza w
błocie.”
Debiutancka powieść Autorki rozgrywa się na terenach mokradeł
Karoliny Północnej, jednak ta historia jest tak uniwersalna, że każdy może z niej wynieść coś dla siebie.
Mój egzemplarz w przyszłym tygodniu rusza w podróż do osoby, z
którą chcę podzielić się tą historią. Niech idzie z rąk do
rąk i niech niesie nadzieję. Pulsująca, bogata i pełna wzruszeń
powieść.
Nie wolno ominąć.
Czytajcie.
Bardzo ładnie napisałaś o tej powieści. Słuchałam jej w audiobooku i tak mi się spodobała, że kupiłam swój egzemplarz. Chcę przeczytać ją jeszcze w papierowej wersji, moja ulubienica 2021 roku.
OdpowiedzUsuń