Kobieta ze szkła - Caroline Lea
„Nad brzegiem zawodził zimny
wiatr. Nie sposób było zgadnąć, gdzie kończy się ląd, a gdzie
zaczyna morze, jeśli nie liczyć sterczących kawałków lodu- tam,
gdzie tafle zamarzniętej wody potrzaskały się i przemieściły, a
na nie naparły nowe. Stłoczone ciasno, niewielkie lodowe płyty
przywodziły na myśl las nagrobków.”
„Kobieta ze
szkła” przyszła do mnie w najgorszym momencie, kiedy to właśnie
dowiedziałam się, że świat, który znam przestaje istnieć.
Pandemia spowolniła moją pracę intelektualną i zamroziła
mój apetyt literacki. Wpadłam w całkowite odrętwienie i pomimo
tego, że był to mój świadomy wybór i sama poprosiłam o
egzemplarz recenzencki, nie byłam w stanie przebrnąć nawet przez
prolog.
Mroźna, ciemna
Islandia i dogłębne naturalistyczne opisy przyrody sprawiły, że
odłożyłam książkę na półkę.
Mijały tygodnie...
Jestem osobą
odpowiedzialną i słowną, więc źle czułam się z tym, że nie
wywiązałam się ze swojego recenzenckiego zadania. Zaległa opinia
gniotła mnie okropnie i wiedziałam, że MUSZĘ się w końcu
przełamać.
Zaświeciło
słońce, przyzwyczaiłam się do tego, co dookoła.
Zaczęłam czytać.
Nie wiem, jak
mogłabym wyrazić swoje zdziwienie, kiedy okazało się, że nie
mogę oderwać się od lektury. „Kobieta ze szkła” jest bardzo
dobrą powieścią, której niewiele brakuje do ideału.
Caroline Lea
napisała książkę, którą czyta się z uwagą. Nie jest to
klasyczna historia o walce dobra ze złem, miłości, szukaniu swojej
tożsamości czy nadużywaniu przez kogoś władzy, bo właśnie w
ten sposób można interpretować ją na podstawowym, widocznym gołym
okiem poziomie. Jej uroda ukryta jest w prostocie przekazu,
naturalnym i chłodnym nakreśleniu tła. Nie jestem wielką fanką
opisów przyrody, jednak tym razem jestem nimi zachwycona. Widzę w
tym swoisty paradoks, ponieważ teoretycznie niewiele można napisać
o czymś, co przez znaczącą część roku zamiera i tkwi w
uśpieniu. Kontekst historyczny jest równie dobrym wyborem autorki.
Książka rozpoczyna się w 1686 w niewielkiej osadzie, gdzie głód
i chłód są wiernymi towarzyszami bohaterów. Życie koncentruje
się dookoła tego, co ofiaruje ziemia i morze. Ludzie odchodzą i
przychodzą, bo taka jest naturalna kolej rzeczy. Nie ma tu miejsca
na bunt, który jest tak bliski nam- współcześnie żyjącym.
Ciężka fizyczna praca, samotność i cisza, to właśnie kwestie, z
którymi borykają się mieszkańcy wioski. Towarzyszą im magiczne
wierzenia, runy i amulety mające „magiczną moc”. Zaklinanie
rzeczywistości było adekwatne do czasów i umiejętności radzenie
sobie z problemami. Metafizyczność tej historii jest kolejną
warstwą sklepiającą powieść w jedną spójną całość.
Nie zgadzam się z
opisem wydawcy, że książka ta jest pełna niespodziewających
zwrotów akcji. Ja tu takowych nie zauważyłam. Dla mnie „Kobieta
ze szkła” jest powieścią statyczną, skupioną na analizie
emocji i uczuć. Jej przejmujący, depresyjny klimat przypomina o
tym, że aby żyć prawdziwie potrzebujemy innych. Poszczególnym
etapom książki towarzyszą przemiany pór roku, podkreślając
istotne dla bohaterów wydarzenia.
Trudno
jednoznacznie określić co jest tu tematem przewodnim - ludzie, czy
natura, jednak z całą pewnością pragnę podkreślić, że jest to
wyjątkowa książka. Największe pozytywne zaskoczenie minionych
tygodni.
Komentarze
Prześlij komentarz