Żałobnica - Robert Małecki
Dzięki kłamstwu, i nie tylko, bo również dzięki zatajonej prawdzie, zawsze utrzymuję się na powierzchni. Jestem niezniszczalna.
Nie jestem do końca pewien, czym kierowałem się żeniąc się z Anną. Ta znajomość była od samego początku podszyta czymś dziwnym i nietypowym. Z perspektywy czasu myślę, że to właśnie ta trudna do nazwania aura tajemnicy sprawiła, że zainteresowałem się bliżej właśnie nią, a nie żadną inną kobietą. Byłem wolny, nie narzekałem na brak środków finansowych. Dorastająca córka w niczym nie przeszkadzała, to przecież to nie przedszkolak, którego trzeba wodzić nieustannie za rękę. Wyczuwałem w swoim otoczeniu uważne spojrzenia płci pięknej, czułem zbyt długo przytrzymane dłonie podczas przywitania, dyskretne skracanie dystansu w windzie, uśmiechy, którymi częstowano mnie na spotkaniach biznesowych... Niczym zwierzyna łowna czułem ich oddechy na swoich plecach i wibrujące w powietrzu pożądanie. Byłem zmęczony nieustającym pilnowaniem, by te relacje pozostały zupełnie niewinne i neutralne. Chciałem żyć spokojnie, swoim rytmem.
Anna była inna. Piękna, skryta i zupełnie mną niezainteresowana. Krążyliśmy wokół siebie tygodniami i krok po kroku ona wołała mnie bezgłośnie coraz bardziej. Mój męski punkt widzenia był zupełnie prosty- wejść w tę relację całym sobą, doprowadzić go do momentu, kiedy i ona nie będzie miała najmniejszych wątpliwości, że to jedyne słuszne rozwiązanie. Skupiłem na niej całą swoją uwagę, dyskretnie sprawiłem, że poczuła się komfortowo i stabilnie. Byłem pewien, że to tylko kwestia czasu, by otwarła się przede mną, by wyznała mi prawdę o sobie.
Brzydzę się prawdą, która sprawia, że trzeba, że trzeba zniknąć, uciec i schować się przed tymi, którzy wszystko wiedzą lepiej; którzy siedzą w domach i hodują zło.
Przez pewien czas było dobrze. Czułem, że kontroluję sytuację, że idę w dobrą stronę. Nie zarejestrowałem, że ona nie podąża za mną. Cały ten misternie skonstruowany plan był tylko ułudą, moim czczym życzeniem. W połowie drogi poczułem zmęczenie, niechęć, by przebijać się przez grubą ścianę beznamiętnych relacji i niedopowiedzeń. Zmieniłem taktykę, chciałem dobrze.
Wiedza nie zawsze wyzwala, w każdym razie mnie utopiła. Siedząc w biurze wielokrotnie czytałem tekst mówiący mi wszystko wprost. Naga prawda. Co z nią zrobić? Kim jesteś Anno?
„Żałobnica” autorstwa Roberta Małeckiego to perfekcyjnie napisana powieść bez ani jednego potknięcia. Uwodzi nie tylko doskonale prowadzoną narracją, ale i niespiesznym tempem akcji. Jest niczym modliszka, która odbywając swój godowy taniec wciąga czytelnika coraz głębiej i mocniej w bagno kłamstw, niedopowiedzeń i piętrzących się wątpliwości. To moje pierwsze spotkanie z Autorem, więc nie zostało ono obarczone żadnymi oczekiwaniami i porównaniami do poprzednich powieści. Chyba dobrze się stało, bo byłam w stanie docenić jej urodę w sposób jak najbardziej obiektywny i nie poparty żadnymi czytelniczymi emocjami. Bogata sieć drobnostek układa się w jedną całość i sprawia, że „Żałobnica” jest dla mnie wyjątkowa. To jak utwór, który wybrzmiewa mimo że ostatnia nuta została zagrana kilkanaście dni temu. Rzadko się zdarza, że muszę poczekać z napisaniem recenzji, aż wszystkie uczucia ułożą się spokojnie w sercu i głowie. Lubię książki, które zostają ze mną na dłużej, zmuszają do samodzielnego przeanalizowania bohaterów. Ta powieść taka właśnie jest. Dla osób, które pragną dłużej smakować chwilę z książką.
Podoba mi się, że to z punktu widzenia mężczyzny. Można zobaczyć co i jak odbierają. Ciekawa propozycja a do tego to, że trzyma napięcie podobne mi się chyba najbardziej. ;-)
OdpowiedzUsuńPodzielam tę opinię. :-) Dziękuję za komentarz:-)
Usuń