Okruchy gorzkiej czekolady. Rachunek nieprawdopodobieństwa - Elżbieta Sidorowicz
Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy idą szlakiem, trzymając się w dodatku prognozowanego czasu wejścia co do minuty, więc pędzą tam, dolatują i natychmiast podejmują trud schodzenia, tak jakby liczyła się tylko droga. Droga jest ważna, ale droga służy też czemuś. Dotarciu w pewne miejsce, do którego dochodzi się, by tam być. Nie minąć, nie przelecieć nieuważnie. Zatrzymać się. Być. Być wewnątrz gór.
Przygotowując się do drogi, zbieramy poszczególne elementy niezbędne, aby bezpiecznie wrócić kiedyś do domu. Wkładając je do plecaka, przeliczamy, czy wystarczy nam wody, czy dobrze złożyliśmy kurtkę przeciwdeszczową i czy kanapki przygotowane czułą dłonią opiekuna znajdują się na miejscu. Proste gesty dodają pewności, są jak zapewnienie, że podjęliśmy właściwą decyzję, w którą pójść stronę. Jedni wybierają asekuracyjnie niższe szczyty, z wieloma domostwami po drodze, by w chwili kryzysu można było zwrócić się do kogoś o pomoc. Inni nie akceptują przetartych szlaków, tłumów zmierzających w tym samym kierunku. Aby czuć się komfortowo potrzebują przestrzeni i nieskrępowanej niczym swobody. Ci, wybierają zwykle najwyższe wierzchołki, brodzące o poranku w głębokiej ciszy i mgle, chroniącej zazdrośnie tajemnice swojej alkowy.
Droga jest ważna, którąkolwiek z nich wybierzesz, ale droga służy czemuś.
Zdarza się, że przecinają się ścieżki wędrowców zmierzających w zupełnie inne strony, ludzi, którzy teoretycznie nigdy nie powinni byli się spotkać. Zaskakujące, iż pomimo znaczących różnic potrafią oni w mgnieniu oka odnaleźć wspólny mianownik tego, co najważniejsze. Nie potrafię powiedzieć, czy ta jedność wynika z biologicznej potrzeby utrzymania ciągłości gatunku, czy też jest czymś wyższym, wzniosłym, co tak bardzo lubimy nazywać miłością. Jednak zdarza się czasami tak, że wbrew logice i przyjętym konwenansom pragniemy jedynie poddać się komuś tu i teraz. Mimo wszystko i bez względu na wszystko. Otwierając się na nowe przyzwalamy, by wyznaczony wcześniej plan obrócił się wniwecz, by kolejny raz, mozolnie zacząć stawiać na planszy pierwsze wspólne pionki. Nikt nie da nam gwarancji, że niewypowiedziane głośno uczucia staną się kiedyś ciałem, że każda ciepła myśl otrzyma szansę, by przekuć ją w działanie.
Dochodzimy w pewne miejsca po to, aby tam być. Nie minąć je, nie przelecieć nieuważnie. Zatrzymać się i być wewnątrz.
„Okruchy gorzkiej czekolady” to seria książek, których geneza oparta jest na głębokim współodczuwaniu i umiejętności przyglądania się światu wciąż z nowej perspektywy. Wielu z nas już ją zatraciła, tak samo jak coraz mniej jest w nas kreatywności i potrzeby zadawania pytań. Kolejne odpowiedzi serwowane są wprost na złotych tacach zanim nastąpi jakakolwiek refleksja.
Elżbieta Sidorowicz pragnie czegoś więcej. Jako absolwentka Akademii Sztuk Pięknych nawykła do ujmowania szerszej perspektywy problemów, badania emocji oraz utrwalania ich dla obserwatora w ciekawej i niebanalnej formie. „Rachunek nieprawdopodobieństwa” jest bowiem obrazem, na który można spoglądać z różnych perspektyw, odnajdując w nim wciąż nowe szczegóły. Wyróżnia się na tle innych, ponieważ pozostawia odbiorcy możliwość własnej interpretacji, pole do snucia domysłów i własnych odniesień. Autorka, budując losy młodziutkiej Ani naznaczonej piętnem tragicznej śmierci rodziców, uchyliła drzwi do historii Pawła - młodego mężczyzny z bagażem trosk i przekleństw, które z boku mogą wydawać się dobrodziejstwami losu. Forma pamiętnika „Rachunku nieprawdopodobieństwa” prowadzonego przez licealnego matematyka oświetla te rejony, które dotąd pozostawały poza percepcją czytelnika. To niezwykle głębokie doświadczenie, wskazujące pośrednio literackie inspiracje autorki i kierujące ku bardziej metafizycznemu oglądowi tej relacji. Odnosząc się do takich pojęć jak honor, czy konieczność dotrzymania danej obietnicy wraca do czasów, które są współczesnym obce, a przecież to na nich zbudowano naszą europejską kulturę. Po powieść przekazaną nam w formie dwóch tomów można sięgnąć bez znajomości wcześniejszych części „Okruchów”. Zachęcam jednak do zapoznania się z całością, smakowania dojrzałej, niespiesznej twórczości Elżbiety Sidorowicz małymi kawałeczkami. Piękny, plastyczny język zachwyca i pozwala w pełni przeżywać każdy kolejny rozdział. Zespolenie losów Ani i Pawła pozwala uzyskać efekt wyjątkowej wielogłosowości - każde z nich ma swobodę melodyjną, jednak dopiero wspólnie tworzą całość zgodną dźwiękowo.
Przygotowując się do drogi, zbieramy poszczególne elementy niezbędne, aby bezpiecznie wrócić kiedyś do domu. Wkładając je do plecaka, przeliczamy, czy wystarczy nam wody, czy dobrze złożyliśmy kurtkę przeciwdeszczową i czy kanapki przygotowane czułą dłonią opiekuna znajdują się na miejscu. Proste gesty dodają pewności, są jak zapewnienie, że podjęliśmy właściwą decyzję, w którą pójść stronę. Jedni wybierają asekuracyjnie niższe szczyty, z wieloma domostwami po drodze, by w chwili kryzysu można było zwrócić się do kogoś o pomoc. Inni nie akceptują przetartych szlaków, tłumów zmierzających w tym samym kierunku. Aby czuć się komfortowo potrzebują przestrzeni i nieskrępowanej niczym swobody. Ci, wybierają zwykle najwyższe wierzchołki, brodzące o poranku w głębokiej ciszy i mgle, chroniącej zazdrośnie tajemnice swojej alkowy.
Droga jest ważna, którąkolwiek z nich wybierzesz, ale droga służy czemuś.
Zdarza się, że przecinają się ścieżki wędrowców zmierzających w zupełnie inne strony, ludzi, którzy teoretycznie nigdy nie powinni byli się spotkać. Zaskakujące, iż pomimo znaczących różnic potrafią oni w mgnieniu oka odnaleźć wspólny mianownik tego, co najważniejsze. Nie potrafię powiedzieć, czy ta jedność wynika z biologicznej potrzeby utrzymania ciągłości gatunku, czy też jest czymś wyższym, wzniosłym, co tak bardzo lubimy nazywać miłością. Jednak zdarza się czasami tak, że wbrew logice i przyjętym konwenansom pragniemy jedynie poddać się komuś tu i teraz. Mimo wszystko i bez względu na wszystko. Otwierając się na nowe przyzwalamy, by wyznaczony wcześniej plan obrócił się wniwecz, by kolejny raz, mozolnie zacząć stawiać na planszy pierwsze wspólne pionki. Nikt nie da nam gwarancji, że niewypowiedziane głośno uczucia staną się kiedyś ciałem, że każda ciepła myśl otrzyma szansę, by przekuć ją w działanie.
Dochodzimy w pewne miejsca po to, aby tam być. Nie minąć je, nie przelecieć nieuważnie. Zatrzymać się i być wewnątrz.
„Okruchy gorzkiej czekolady” to seria książek, których geneza oparta jest na głębokim współodczuwaniu i umiejętności przyglądania się światu wciąż z nowej perspektywy. Wielu z nas już ją zatraciła, tak samo jak coraz mniej jest w nas kreatywności i potrzeby zadawania pytań. Kolejne odpowiedzi serwowane są wprost na złotych tacach zanim nastąpi jakakolwiek refleksja.
Elżbieta Sidorowicz pragnie czegoś więcej. Jako absolwentka Akademii Sztuk Pięknych nawykła do ujmowania szerszej perspektywy problemów, badania emocji oraz utrwalania ich dla obserwatora w ciekawej i niebanalnej formie. „Rachunek nieprawdopodobieństwa” jest bowiem obrazem, na który można spoglądać z różnych perspektyw, odnajdując w nim wciąż nowe szczegóły. Wyróżnia się na tle innych, ponieważ pozostawia odbiorcy możliwość własnej interpretacji, pole do snucia domysłów i własnych odniesień. Autorka, budując losy młodziutkiej Ani naznaczonej piętnem tragicznej śmierci rodziców, uchyliła drzwi do historii Pawła - młodego mężczyzny z bagażem trosk i przekleństw, które z boku mogą wydawać się dobrodziejstwami losu. Forma pamiętnika „Rachunku nieprawdopodobieństwa” prowadzonego przez licealnego matematyka oświetla te rejony, które dotąd pozostawały poza percepcją czytelnika. To niezwykle głębokie doświadczenie, wskazujące pośrednio literackie inspiracje autorki i kierujące ku bardziej metafizycznemu oglądowi tej relacji. Odnosząc się do takich pojęć jak honor, czy konieczność dotrzymania danej obietnicy wraca do czasów, które są współczesnym obce, a przecież to na nich zbudowano naszą europejską kulturę. Po powieść przekazaną nam w formie dwóch tomów można sięgnąć bez znajomości wcześniejszych części „Okruchów”. Zachęcam jednak do zapoznania się z całością, smakowania dojrzałej, niespiesznej twórczości Elżbiety Sidorowicz małymi kawałeczkami. Piękny, plastyczny język zachwyca i pozwala w pełni przeżywać każdy kolejny rozdział. Zespolenie losów Ani i Pawła pozwala uzyskać efekt wyjątkowej wielogłosowości - każde z nich ma swobodę melodyjną, jednak dopiero wspólnie tworzą całość zgodną dźwiękowo.
Dzień dobry ��
OdpowiedzUsuńJa usłyszałam o tej książce to chciałam przeczytać. Co mnie przekonało? Wydaję mi się, że te emocje, które tam czekają i refleksje. Lubię takie książki, które coś wnoszą i pozwalają się zatrzymać na chwilę. Chętnie przeczytam.
Dziękuję za recenzję. Mam dwa pierwsze tomy tej serii. Reszta w planach.
OdpowiedzUsuńDobrze jest mieć plany🙂 Pozdrawiam serdecznie!
UsuńPrzeczytalam lacznie 2000 stron w czasie moich wakacji... Czytalam, czytalam i nie moglam sie od nich oderwac. Ta historia pochlonela mnie bez reszty. Tak uplynely moje wakacje. Nieprzespane noce, przypalone kolacje, ukradziona kazda chwila... Ksiazki dla kazdego, w kazdym wieku, bogate, dojrzale, madre i niesamowicie emocjonalne. Bede szukac kolejnych tytulow Pani Elzbiety. Wspaniala pisarka! Dziekuje :)
OdpowiedzUsuń